Kolejny ciężki dzień w Teheranie.
Griggs, Martinez i Warnock siedzą w
pięknym Paryżu, a ja nadal w tym jebanym syfie. Pieprzona bojówka,
pieprzeni ruscy, pieprzone miasto. Nie cierpię go. Chłopacy w Paryżu
pewnie spokojnie siedzą i piją piwo, a ja siedzę w tym piasku. -Wright,
jedziesz na patrol. Bierz dwóch ludzi, broń i idziecie. Śródmieście to
do dupy miejsce. Nigdy go nie lubiłem. Duży plac, okrągły, tak jakby
rynek czy coś w tym stylu. Wokół niego pełno kilkupiętrowych budynków.
Idealne miejsce dla snajperów. Rozejrzałem się po placu i powiedziałem
chłopakom, żeby rozstawili KMy i obstawili południowe wejście na plac.
-Idę na dach, a wy nic nie odjebcie.
-Ta jest.
Szybko wbiegłem na
najbliższy dach, zobaczyłem na nim jakiegoś człowieka. Był uzbrojony.
Podszedłem po cichu do niego i ugodziłem go nożem. Padł na ziemie,
zalany krwią. Rozstawiłem się ze snajperką, miałem karabin CheyTac M200
Intervention z dwójnogiem i celownikiem x8. Mimo tego, że zabiłem nim
tylko jedenaście razy to i tak nie zamieniłbym tej broni za nic. Na
dachu nie było nikogo, sprawdziłem najbliższe budynki, wszystkie okna.
Nic nie wskazywało na to, że ktoś tam jest.
-Panowie, nasze UAV wykryło
ruch na autostradzie, wysyłam w tamtym kierunku Millera i Ciebie,
Wright, odbiór.
-Zrozumiałem, bez odbioru.
Zszedłem na dół, powiedziałem
chłopakom co robimy i poszliśmy. Dwadzieścia pięć pieprzonych minut
biegliśmy w to miejsce. Mały wiadukt, sześć osób. Obstawiliśmy go z tej
strony, z której dowództwo wykryło ruch. Szybko jeszcze rozstawiłem na
dole miny typu Claymore i wziąłem Stingera. Cztery KMy, dwie snajperki,
kilka Claymore’ów. No więcej nie potrzeba, jest idealnie. Chociaż w
sumie nie, przydałby się grill, świeże steki i jakieś piwko z kumplami.
Ale tego nie mamy tutaj, więc czekaliśmy na wroga. Na początku przyszło
kilku, Miller bez problemów rozwalił ich sam swoim M60E4.
-Weź jedź do
domu, bo już mnie wkurwiasz- powiedziałem żartobliwie do Millera
-Miałbyś Świnie to zrobiłbyś to szybciej niż ja- odpowiedział
-Srento
pierdolento, zostaw coś dla nas, też chcemy się pobawić.
Nadeszło kilka
łagodnych fali przeciwnika, zabiliśmy wszystkich. Jednak następna fala
nie była taka prosta. Dwa rosyjskie BTR-80 pojawiły się na horyzoncie,
zaczął się ostry ostrzał.
-Bierz kurwa Stingera!
-Młody jest ranny!
Medyk!
Wziąłem Stingera, szybko strzeliłem i jedno BTR było zniszczone.
Rakiety zostały na dole i nie mieliśmy jak do nich dojść.
-Miller, weź
chłopaków na lewą flankę i zacznijcie nakurwiać. Ja podejdę po cichu od
prawej i zniszcze to BTR.
-Dobra, nie ma sprawy, uważaj na siebie-
powiedział Miller.
-Spokojna Twoja.
I pobiegłem. Niby to tylko 60
metrów, ale moje najdłuższe 60 metrów w życiu. Nie zauważyli mnie,
podbiegłem do pojazdu, otworzyłem właz, wrzuciłem granat i uciekłem do
Millera. Musieliśmy wracać.
-Wright do bazy, potrzebujemy transportu,
odbiór.
-Tu baza, wysyłam śmigłowce, odbiór.
Minęły dwie godziny jak
czekaliśmy i strzelaliśmy do bojówki.
-Koniec amunicji! –krzyknął
Miller.
Jednak na nasze szczęście jak grom z jasnego nieba przyleciały
dwa śmigłowce typu AH-64 Apache. Radość jaką zobaczyłem w oczach
chłopaków była nieziemska.
-Wracamy do bazy, Panowie!
Apache ostrzelały
teren, zasłoniły nas w czasie kiedy my wsiedliśmy do śmigłowców.
-Panie
pilocie, chcemy do domu.- powiedziałem do pilota
-Też bym chciał Wright,
tak dobrze jeszcze nie mamy.
Po dwudziestu minutach lotu dostrzegliśmy
białe światło z okolic Teheranu. Po chwili usłyszeliśmy straszliwy huk, a
potem fala uderzeniowa zmiotła śmigłowiec na ziemie. Straciliśmy
łączność ze światem.